24 maja 2025 w Klubie Batalionowym w Głogowie odbyła się Odyseja Poetycka. Była to już kolejna impreza tego typu, ale po raz pierwszy odbyła się w Głogowie. Rozmawiam z Mariuszem Głąbem, pomysłodawcą i twórcą Odysei Poetyckich.
Czym jest Odyseja Poetycka?
- Odyseja poetycka to spotkanie poetów. Przede wszystkim poetów, ale też innych twórców kultury, które odbywa się w różnych miastach i jest relacjonowane na żywo w radio.
- Skąd wziął się pomysł Odysei Poetyckiej?
- Od 6 lat w różnych radiach internetowych, a od roku we własnym radio, prowadziłem audycje poetyckie, gdzie promowaliśmy poezję współcześnie piszących poetów. Poeci, którzy tworzą dzisiaj, nie mają możliwości prezentacji swojej twórczości szerzej, niż tylko na portalach internetowych, gdzie – nie ukrywajmy – nie zawsze czyta się cudze wiersze, ale zawsze się chce, żeby czytano nasze.
Jest też problem wybicia się ludzi dobrze piszących. I żeby tych dobrze piszących poetów wyłapać, pokazać szerzej, postanowiłem tworzyć audycje poetyckie, do których poeci wysyłali swoje wiersze na zadane tematy i ja te wiersze prezentowałem, recytowałem podczas audycji. Audycja nazywała się „Pióro Feniksa” odbywała się raz w miesiącu. Była interakcja ze słuchaczami, więc od razu dostawali feedback, informację o tym, jaki jest odbiór, jakie ich wiersze budzą emocje i przeżycia To się działo przez trzy lata. Nawiązały się znajomości, internetowe przyjaźnie. Pojawiło się pragnienie, tęsknota za tym, żeby poznać się nawzajem na żywo, poza internetem.
Wtedy pomyślałem o tym , żeby zrobić taką imprezę, która będzie jednocześnie radiową, ale to będzie na żywo. Każdy kto przyjdzie, będzie mógł zaprezentować swój wiersz. A wszyscy będziemy mieli okazję się poznać, porozmawiać. I stąd zrodziła idea tych Odysei Poetyckich. Wtedy jeszcze nie nazywało się to Odyseja Poetycka, tylko po prostu audycja na żywo. Jeździliśmy po kraju, byliśmy w różnych miejscach: w Warszawie, w Łodzi. To było w 2022 roku i były to sporadyczne spotkania. I raczej tak na zasadzie przypadkowości.
- Skoro „na zasadzie przypadkowości”, to jak wybierano miejsca?
- Odzywali się do nas poeci i mówili „mamy takie fajne miejsce”.
My mówiliśmy, co potrzebujemy, jakie warunki techniczne. Oni nam to zapewniali. I my przyjeżdżaliśmy z naszym radiem. Jak ktoś się postarał, to my tam byliśmy.
Przypadkowość polegała na tym , że ktoś musiał się podjąć organizacji tego wydarzenia.
Podczas tych przypadkowych spotkań w różnych miejscach dostawaliśmy informacje od ludzi z innych części Polski, że chcieliby tam być, ale jest za daleko. I tak w 2023 narodził się pomysł, żeby zrobić cały cykl audycji przez cały rok 2024, jeżdżąc już nie w przypadkowe miejsca, ale starając się, żeby zawsze było w miarę blisko z różnych miejsc.
- Żeby każdy mógł dotrzeć, jak nie do jednego, to do drugiego miejsca?
- Tak. Jak nie w jednym miesiącu, to w drugim, jak nie w jednym miejscu Polski, to w drugim.
Rozpoczęliśmy to w kwietniu i skończyliśmy w grudniu finałem w Krakowie. Co miesiąc jedna impreza.
- A skąd się wzięła nazwa Odyseja Poetycka?
- Kiedy tworzyliśmy zarys tej imprezy, zacząłem się zastanawiać, jak to nazwać, żeby nazwa była charakterystyczna. I wtedy wpadłem na pomysł – wędrowanie w różne miejsca, różne porty, poszukiwanie czegoś. A więc taka Odyseja Poetycka, skojarzenie s Odysem.
- Czyli nawiązanie do Odysa. Ale tu jest podróżowanie, a co z dotarciem do Itaki. Co może być tą Itaką? Ważniejsza jest więc podróż niż dotarcie do Itaki?
- Tak. Istotne były porty, przez które przejedziemy, ważniejsze niż to, żeby wrócić do domu. Mam takie przemyślenia, że Odys zasłynął tym, ze wędrował, a nie że wrócił. Dużo mówi się o jego wędrówce, a mało o powrocie, mimo że w końcu wrócił do domu.
- Skoro nawiązanie do Odysa, na co zresztą wyraźnie wskazuje nazwa imprezy, to sugerujesz, że planujecie wydarzenia na dwadzieścia lat?
- Może [lekki śmiech]... A tak na serio: Ja bardzo lubię metafory, pomyślałem więc sobie: może dwadzieścia spotkań i będzie to analogicznie do „Odysei”.
W 2024 roku chcieliśmy to zrobić z największym natężeniem. Odyseja Poetycka odniosła ogromny sukces. W każdym z miejsc, w jakie jechaliśmy, występowali lokalni poeci, albo poeci z Polski, którzy za nami jeżdżą po tych Odysejach . To takie grono poetów, którzy wędrują razem z nami. My nie tylko wędrujemy jak Odys, ale mamy już konkretną załogę.
- Czyli jest stałe grono uczestników?
- Tak. Ale zawsze pojawiał się ktoś nowy, ktoś, kto przyszedł dlatego, że mieście odbywa się coś poetyckiego. Ktoś pisze i nie ma możliwości się zaprezentować, a to jest okazja. W każdym miejscu była przynajmniej jedna czy dwie osoby, które siadały i mówiły: „po raz pierwszy prezentuję swoje wiersze na żywo”.
- Z programu imprezy wynika, że jest nie tylko poezja.
- Cudowne było to, że pojawiały się osoby, które dzieliły się swoją inna pasją niż poezja. Na jednym ze spotkań pojawiła się pani, która poza prezentacją wierszy, opowiedziała nam o tym, że zajmuje się zawodem, który jest już właściwie martwym zawodem. Jest specjalistką w zakresie tkania na krośnie. Mieliśmy historyka, który opowiadał o ziemiach, na których właśnie mieliśmy okazję być. Jedna z pań opowiadała o swoim śpiewaniu. Śpiewała a’cappella i zaśpiewała podczas Odysei. Mówiła, że w latach 80-tych śpiewała przed papieżem.
Odyseja jest zawsze otwarta na wszystko.
- Czym różnią się wcześniejsze poetyckie audycje radiowe od Odysei Poetyckich?
- To są spotkania ludzi z różnych dziedzin kultury. Radio jest ograniczone w zakresie możliwości przekazu, jest tylko fonia. Odyseje dają więcej możliwości. Jest osoba, Olimpia Tokarewska, która z nami jeździ, a która ma takie mini performance’y związane ze swoją poezją i tego w radio nie widać. Na spotkaniach ona to przedstawia.
W pewnym momencie zrodził się pomysł, żeby dla tych, którzy są na miejscu, pokazać prace malarskie, fotograficzne osób, które działają w danym regionie. I tak zaczęły się wernisaże.
- Jak i w którym momencie poeci zgłaszają się do udziału?
- Pytają nas często, gdzie można się zapisać. Zapisujemy tam, na miejscu, na godzinę przed imprezą. Mogą też dopisywać się w trakcie imprezy.
- Ale w zapowiedziach imprezy są już uwzględnione pewne punkty. Do tych artystów Ty się zwracasz, czy oni sami się zgłaszają?
- Zawsze, gdy robimy tego typu imprezę, najpierw rozmawiamy z kimś, kogo znamy, z mediów czy innych spotkań, kto mieszka w danym miejscu. Proponujemy mu współorganizację. Bo my nie znamy tych miejsc kultury, gdzie można coś takiego przeprowadzić. Ale te osoby wyszukują nam lokal, sprawdzają, czy są odpowiednie warunki i, jeśli chcą, to organizują nam zespół. Muzycznie musimy zrobić to wcześniej, bo każdy muzyk potrzebuje określone warunki, odpowiednie techniczne.
- Czy są jakieś stałe punkty Odysei?
- Jest ramowy plan tych Odysei. O godzinie 17.00 jest rozpoczęcie, do 18.30 jest część poetycka. Albo artystyczna, bo może ktoś przyjść i opowiedzieć o wszystkim innym. O 18.30 – pierwszy koncert półgodzinny, później znów część poetycka do 20.30. O tej godzinie jest kolejny koncert półgodzinny, a potem do końca prezentują się osoby, które zapiszą się na liście. Więc ten ramowy plan funkcjonuje tak samo, czasem przesuwa się trochę w czasie.
Tak samo jest z wernisażem, również jest wcześniej zaplanowany, bo wiadomo, że trzeba go wcześniej przygotować.
W Głogowie do rozpoczęcia imprezy wiedzieliśmy o tych kilku elementach, że są już zapewnione, dopasowane i dopracowane. Wiedzieliśmy, kto zagra pierwszy koncert, drugi koncert, kto zrobi swoje wernisaże i dodatkowo dodatkowo doszedł nam Paweł Stolarski, który zrobił monodram. A poza tym nie wiedzieliśmy, kto dojdzie i co zaprezentuje.
To jest niesamowite, że na każdej Odysei dzieje się przynajmniej jedno wydarzenie, które rozkłada nas, organizatorów emocjonalnie na łopatki. Zawsze pojawia się ktoś, lub jakaś sytuacja, która powoduje, że wszyscy aż zaniemówią z wrażenia.
- Czy tak było też w Głogowie?
- Zdecydowanie, spotkanie wypełniły emocjonalne teksty i wysoki poziom uczestników. Od samego początku czułem, że uczestnicy uniosą nas. Z całości spotkania pozostanie mi na długo w pamięci ogrom miłości i tęsknoty przebrzmiewający w wierszach Pana Mieczysława Sylwestra Sosialuka. Samo wystąpienie było magiczne. Widząc, jak emocje biorą górę nad wystąpieniem, zaproponowałem, że (aby dać chwilę autorowi) przeczytam jeden z wierszy. Czytając tekst ze świadomością, że jest on napisany po stracie ukochanej osoby czułem, jak ściska mnie za gardło i łamie mi się głos. Po przeczytaniu zbierały się łzy. Spojrzałem na Pana Mieczysława, w jego oczach widziałem cierpienie, ból przemieszany z wdzięcznością. I wtedy obojgu nam popłynęły łzy... to są chwile, dla których warto to robić. Od tej chwili wiedziałem, że Odyseja w Głogowie będzie niesamowita i taka była - do ostatniego uczestnika. Ponad siedem godzin gamy wzruszeń i emocji.
Ja sam próbowałem sprostać nie lada wyzwaniu - po raz pierwszy zaśpiewałem na scenie piosenkę dla narzeczonej - Magdy Zybowskiej. To nic trudnego dla muzyków, ale dla mnie - beztalencia wokalnego to był Everest !
- Odyseja odbywa się w różnych miejscach, teraz w Głogowie. Ty pochodzisz z Głogowa. Mówiłeś, że to ludzie proponują miejsca. Czy ma dla Ciebie znaczenie, że organizujesz w mieście, w którym przez lata mieszkałeś?
- Ogromnie Cię teraz zaskoczę. Jeśli chodzi o Głogów, to jest mój upór. To była dla mnie jedna z najważniejszych Odysei .
Skończyłem 6 lat, kiedy przeprowadziłem się do Głogowa. Mieszkałem do czterdziestego roku życia. Potem wyprowadziłem się do Krakowa. Ale w Głogowie działałem w dziedzinie kultury, żyłem życiem kulturalnym Głogowa, znałem działaczy kultury, znałem ludzi zajmujących się poezją. Prowadziłem Klub Filmu Amatorskiego „Negatyw”. To był klub, w którym robiłem warsztaty z dziećmi w szkołach, w domu dziecka i w świetlicach terapeutycznych . Działałem w kulturze i znałem ludzi. Kiedy wyprowadziłem się do Krakowa i rozwinąłem działalność jako prezenter radiowy (a teraz też jako współwłaściciel) pomyślałem, że muszę zrobić taką Odyseję w Głogowie, żeby pokazać, że kocham to miasto i zawsze będzie dla mnie najważniejszym miejscem w Polsce, jeżeli chodzi o kulturę. Kraków nie jest w stanie być dla mnie tak ważny, jak Głogów.
Ja tu przyjeżdżam, żeby pokazać wszystkim, których znam, że ciągłe jesteście w moim sercu.
- Jesteś w tym radio prezenterem i właścicielem. Jaki charakter ma to radio?
-To jest radio internetowe. Założyliśmy je ponad półtora roku temu. Nadajemy przez 24 godziny na dobę. Radio nazywa się MagMa. Nazwa pochodzi od naszych imion: Mag – czyli Magdalena Zybowska i Ma – czyli Mariusz Głąb. Jesteśmy właścicielami.
- Skąd pomysł na założenie własnego radia?
- Wędrując po różnych radiach zawsze miałem problem z właścicielami radia, mieliśmy odmienny sposób myślenia, co innego było dla nas ważne. Pomyśleliśmy więc: dlaczego nie spróbować zrobić samemu.
I tak stworzyliśmy radio MagMa – Poezja i pasja. Rekrutujemy prezenterów takich, którzy prezentują określony poziom i rodzaj kultury i którzy pasują do naszego profilu i charakteru.
Staramy się unikać kontrowersji, polityki, religii i rzeczy, które mogą wywołać burze, starcia, konflikty. To jest przyjazna przestrzeń, gdzie można obcować ze sztuką.
Mamy sześciu prezenterów.
Jest dziewczyna, Justyna Cieszyńska, która w niedziele prowadzi audycje z wierszami dla dzieci.
Mamy prezenterów muzycznych. Jeden z prezenterów jest jednocześnie muzykiem, więc podczas audycji muzycznych też gra na żywo na gitarze. My z Magdą wspólnie prowadzimy audycję, która nazywa się „Bigos muzyczny” . To jest audycja muzyczno-rozrywkowa. Coś takiego, jak Kuba Wojewódzki, tylko że w radio. Rzucamy temat, dyskutujemy wspólnie prowadząc audycję w interakcji ze słuchaczami, żartobliwie, czasem sarkastycznie . Jest to rozrywkowa audycja, która ma dużo słuchaczy. I długą historię. Mamy coroczne spotkania „bigosowe” nad morzem.
Magda prowadzi w radio audycje publicystyczne. Porusza tematy autorozwojowe. Zaprasza gości i prowadzi z nimi wywiady na różne tematy.
Tworzy też ze mną Odyseje Poetyckie. Każde z nas ma swoją organizacyjną działkę. Magda zajmuje się przygotowaniem listy osób. Kiedy ja prowadzę audycję, Magda tej listy pilnuje, ona koordynuje wszystko od strony technicznej. Działa wśród ludzi, ustala kolejność wejść, reaguje na bieżąco na wszystkie zmiany, propozycje, zgłoszenia. Ja, siedząc przy mikrofonie, dostaję od Magdy wszystkie potrzebne informacje.
- Czy Odyseje są relacjonowane na bieżąco?
- Na antenie naszego radia, na stronie Radio-MagMa.pl jest transmisja na żywo, a potem zapis audycji jest publikowany na kanale YouTube, na kanale naszego radia. Można znaleźć wszystkie archiwalne nagrania audycji i posłuchać tych, które już się odbyły, również tej głogowskiej.
- Jak Odyseje są finansowane?
- Nie mieliśmy do tej pory żadnej dotacji, żadnych sponsorów, wszystko robimy z własnej kieszeni. Jest to nasza pasja.
Piękne jest to, że w momencie, kiedy robimy to ‘non profit’, to w ludziach rodzi się chęć zrobienia czegoś bardzo podobnie. Czasami muzycy przejeżdżają tylko po to, żeby zagrać koncert na naszej Odysei, przyjeżdżają kawała drogi i nie biorą za to pieniędzy. Do tej pory żaden muzyk nie wziął od nas ani grosza.
- Czy jest możliwość, żeby Was wesprzeć ?
- Pojawiały się osoby, które mówiły, że chciałyby nas wesprzeć, ale nie ma jak. Dlatego
jakiś czas temu założyliśmy na portalu Patronite konto z informacją, że jeżeli ktoś chce, może nas wesprzeć. Są osoby, które przelewają symboliczne kwoty. Nie są one wielkie, ale czasem nazbiera się na bilet, żebyśmy mogli gdzieś pojechać. Na www.patronite należy wpisać radio MagMa.
Nasze działania są podyktowane tym, co słyszymy od słuchaczy czy piszących i tak było z założeniem konta na www.patronite.
- Zakończyła się głogowska Odyseja Poetycka. Czy mogę prosić o krótkie podsumowanie? Kto wziął udział, co ciekawego się wydarzyło?
- W Głogowie o swoich wierszach i pasjach opowiedziało 14 osób.
Wiersze zaprezentowali: Tadeusz Kolańczyk, wspomniany Mieczysław Sylwester Sosialuk, Zbigniew Wodziński, Marek Wnukowski, Wioletta Kraszewska, Andrzej Golis, Tomasz Brodzki, Iwona Wielgus, Arturo Jarmułkowski, Ewa Majkrzak, Stanisław Kowalski, Danuta Dziczek.
O działaniach Stowarzyszenia SZANSA opowiedziała Weronika Hruszka, o Studio Talentów przy MOK opowiedział Paweł Sznajder. Małgorzata Bartoszek opowiedziała o swojej pasji malowania.
Paweł Stolarski zaprezentował monodram "Woń" własnego autorstwa i reżyserii.
Muzycznie zaczarowali nas: Tadeusz Kolańczyk, Trio- Marek Monika Darek oraz dwie uczennice Studia Wokalnego Wiktoria Achremczyk i Dominika Sadowska. Mieliśmy wystawy obrazów Małgosi Bartoszek i fotografii Barbary Popiel (niestety z przyczyn niezależnych - nieobecnej na spotkaniu).
- Czy jesteś zadowolony z jej przebiegu? Czy spełniła Twoje oczekiwania?
Każda Odyseja to pewne oczekiwania przed jej realizacją, pewne problemy przy realizacji i w trakcie trwania, oraz zachwyty i rozczarowania po spotkaniu. Nie tylko nasze, ale zapewne też uczestników.
Cieszę się że mogliśmy gościć cenionych w mieście poetów, że mieliśmy na scenie kilka osób rozpoczynających swoją przygodę w świecie sztuki. Poziom poezji był ponad nasze oczekiwania. Jedynie frekwencja uczestników była rozczarowaniem... w mieście, gdzie działa prężnie GSL, MOK ma sekcję poetycką, znam również osoby niezrzeszone, które piszą wiersze. Spodziewałem się, że jak w innych miastach, pojawi się choć reprezentująca te grupy, tak jak to miało miejsce np. w Zielonej Górze, Wrocławiu, Warszawie czy Krakowie. No i miałem cichą nadzieję, że znajomi z Głogowa przybędą choćby po to, by po latach się spotkać. Gdyby nie działania Barbary Popiel i Tadeusza Kolańczyka, którzy namówili na przybycie piszących, na spotkaniu nie byłoby żadnego poety z Głogowa. No cóż - może następnym razem się uda nakłonić poetów z Głogowa do udziału.
- Tego życzę Tobie oraz nam, głogowian.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Elżbieta Bock-Łuczyńska
Maj to miesiąc, w którym wiele się dzieje w kulturze, również w głogowskiej.
Pierwszy weekend kwietnia będzie przebiegać pod znakiem historii i wydarzeń związanych z osiemdziesiątą rocznicą zakończenia walk o Głogów, która przypada 1 kwietnia.
Tegoroczny, trzeci Głogowski Festiwal Historyczny zapowiada się bogato i interesująco. Rozpocznie się już w piątek 4 kwietnia Galą XIII Nagrody Historycznej Głogowskiego Wehikułu Czasu w Teatrze im. Andreasa Gryphiusa. Gościem specjalnym Gali będzie dr hab. Joanna Nowosielska-Sobel, która wygłosi wykład na temat kształtowania się tożsamości lokalnej mieszkańców Dolnego Śląska po II wojnie światowej.
Sobota będzie wypełniona prezentacjami grup rekonstrukcyjnych odtwarzających czasy II wojny światowej na Rynku Starego Miasta. Poza tym będzie zwiedzaniu schronów oraz prelekcja Mateusza Delinga, współautora kanału internetowego "Tank Hunter".
Natomiast w niedzielę w ruinach Kościoła św. Mikołaja będziemy mieli możliwość obejrzeć inscenizację "Upadek Festung Glogau"
Teatr może stać się sposobem na ukazanie wielu problemów, o których nie zawsze łatwo jest mówić. Poprzez teatr i umiejętnie zrobione scenki łatwiej przychodzi zrozumienie ważnych tematów. Dlatego też scenki teatralne będą jednym z elementów panelu dyskusyjnego, który odbędzie się 2 kwietnia o godz. 9.30 w Centrum Kultury MOK. Panel ten jest częścią projektu realizowanego przez uczennice II Liceum Ogólnokształcącego w Głogowie.
Rozmawiam z Julią Żurko, Martyną Trzeszcz, Marcjanną Wołoszyn, Hanną Więdłochą :
GIK: Co to za projekt?
Julia: Projekt „Zamknij oczy, otwórz serce” organizowany jest w ramach ogólnopolskiej olimpiady „Zwolnieni z teorii”. Dotyczy niewidzialnej niepełnosprawności, czyli problemów zdrowotnych i wynikających z nich ograniczeń i trudności, a które nie są widoczne.
GIK: Jaki jest cel projektu?
Julia: Chcemy pokazać młodzieży i dorosłym, że problemy związane z niewidzialną niepełnosprawnością, z chorobami, których nie widać są naprawdę duże, ale najczęściej niezauważalne i bagatelizowane.
Marcjanna: Chcemy uświadomić jak największej liczbie osób ten problem. Pokazać, że to nie jest takie proste żyć z chorobą, której nie widać. Taka osoba potrzebuje większego zrozumienia, czasem pewnych ułatwień. To dla innych nie jest oczywiste.
Julia: Inni traktują takie osoby, jak osoby zdrowe. Uważają, że osoba jest leniwa, że coś sobie wymyśla. A tak naprawdę może to być związane z chorobą, którą ma.
GIK: Jak doszło do tego, że ten projekt powstał?
Julia: Wyszło to w zasadzie ode mnie, ponieważ sama jestem osobą niepełnosprawną, mam chore oczy [red. choroba nie dotyczy zwykłej wady wzroku, jakie ma wiele osób] i od lat zmagam się z tym problemem. To się wzięło z moich doświadczeń. Wiem, jak ludzie traktują mnie w różnych sytuacjach, jak często miałam chwile, kiedy źle zostałam potraktowana z powodu mojego zachowania, moich reakcji, a to był wynik choroby. Chciałam realnie wpłynąć na świadomość społeczną, żeby problem został zauważony.
Zebrałam dziewczyny. Najpierw odezwałam się do Marcysi, ponieważ wiem, że ma cukrzycę i zmaga się z podobnymi problemami. Dalej już poszło. Została włączona Martyna i Hania. I tak stworzyłyśmy projekt „Zamknij oczy, otwórz serce”.
GIK: Kto kieruje projektem?
Julia: Ja jestem koordynatorem, a czuwa nad nami pan Kuziak, dyrektor naszej szkoły.
GIK: Jakie podejmujecie działania w ramach projektu?
Julia: działamy w social mediach, tworzymy posty, umieszczamy nagrania, w których rozwijamy ten temat bardziej szczegółowo. Jesteśmy w stałym kontakcie z mediami. Chcemy jak najbardziej nagłośnić naszą sprawę.
Hanna: Organizujemy warsztaty w szkołach, w przedszkolach, opowiadamy o niewidzialnych niepełnosprawnościach.
Martyna: W przedszkolach i szkołach podstawowych już byłyśmy, a na koniec robimy panel dyskusyjny, na który są zaproszone głównie szkoły średnie. Chcemy dotrzeć do osób w różnych wieku, od najmłodszych do najstarszych.
GIK: Z jakim odzewem spotykają się Wasze propozycje warsztatów?
Julia: Myślę, że z bardzo fajnym. Jedno przedszkole samo się do nas odezwało, również w SP 14 odezwali się do nas, żebyśmy zrobili jeszcze więcej takich warsztatów.
Cieszy się to zainteresowaniem, ponieważ jest to temat, który nie jest poruszany, który jest pomijany. Jak przeglądałam tematy różnych projektów, to nie spotkałam się z takim, jak nasz.
GIK: Na czym polegają te warsztaty?
Julia: Udało nam się znaleźć sposób, jak pokazać poprzez zabawę, jak niektóre osoby funkcjonują, na przykład dawałyśmy im różne okulary, przez które mogły zobaczyć, jak niektóre osoby widzą. Również poprzez różne zadania, jak np. podrzucanie balona i jednoczesne rysowanie, różne zadania z rękawicami, w których dzieci wycinały. Tu zwróciłyśmy uwagę na nadwrażliwość dotyku, a także ograniczenie możliwości manualnych. Chodzi o to, żeby dziecko, które radzi sobie lepiej, zobaczyło, jak to jest, gdy radzi sobie gorzej. To nie tylko gorszy efekt działania, ale też poczucie zawstydzenia lub złość, zniecierpliwienie, frustracja. Dzieci naprawdę fajnie to przyjęły.
GIK: Czy łatwo przyszło Wam poprowadzenie warsztatów?
Hanna: Ja osobiście miałam lekki stres. Bałam się, jak dzieci nas odbiorą, czy będą słuchać, czy będą zainteresowane, czy się nie zatnę i nagle przestanę mówić. Ale okazało się, że dzieci były bardzo otwarte i zaciekawione. Wtedy ja poczułam się pewniej.
Martyna: Początkowo był stres, ale jak zaczęłyśmy opowiadać o naszych doświadczeniach, to okazało się, że sami zaczęli się zgłaszać, chcieli podzielić się swoimi historiami.
Julia: Musiałyśmy się przestawić, żeby opowiedzieć dzieciom, zwłaszcza przedszkolnym, w prosty sposób, żeby nie używać słów, których nie zrozumieją, np. dysfunkcja, bo po prostu nie wiedzą, co to jest.
GIK: Co jeszcze zrobiłyście w ramach projektu?
Martyna: organizowałyśmy w szkole kiermasz, żeby wspomóc jedną fundację. Pomógł nam w tym szkolny wolontariat.
Julia: Udało nam się zebrać 995 zł na Fundację :Możesz”, która zajmuje się podobnym tematem, jaki my poruszamy, czyli niewidzialną niepełnosprawnością.
Hania: Przeprowadziłyśmy też ankietę internetową na naszych social mediach, w której zadawałyśmy pytania, jak inni myślą, czy te osoby są dobrze traktowane, czy ten problem jest zauważalny. Wyszło na to, że wiele osób nie spotkało się jeszcze z tym problemem
Julia: Było też pytania, jak ocenia dana osoba poziom wiedzy na ten temat w Polsce, jak ocenia też wsparcie takich osób. I powiem, że pojawiły się różne ciekawe poglądy i odpowiedzi.
Hania: Tę ankietę będziemy podsumowywać podczas naszego panelu.
GIK: A co jeszcze będzie podczas panelu?
Hania: Na początku omówimy, na czym polega nasz projekt, o czym jest, do kogo jest skierowany, jakie były nasze działania przez ostatni czas. Później odbędą się prelekcje fizjoterapeutki Dagmary Zywer i pani psycholog Natalii Łagodzkiej. Powiedzą, jak to wygląda z ich perspektywy. Później będzie występ aktorów. Na koniec planujemy podziękowania dla naszych partnerów i sponsorów, bo też takowych mamy, Chcemy podziękować im za pomoc, jakiej nam udzielili. Przewidujemy taki moment podczas panelu.
GIK: Jednym z elementów panelu będą scenki teatralne. Co będą przedstawiać?
Julia: Będzie sześć scenek teatralnych. Każda będzie zawierać inny problem, m.in. dotyczący wzroku, problem osób z cukrzycą, problemy osób z depresją, również z autyzmem.
Tematy są różne, bo zależało nam, żeby pokazać jak najwięcej problemów.
GIK: Kto pisał scenariusze i skąd czerpałyście materiał do tych scenek?
Marcysia: Pisała głównie Julia.
Julia: Opierałyśmy na własnych doświadczeniach, głównie moich i Marcysi, oraz na doświadczeniach osób nam dobrze znanych. Starałyśmy się pokazać, jak osoby z niewidoczną niepełnosprawnością są odbierane, gdy same mają z czymś problem, kiedy jest im trudniej niż ludziom zdrowym.
GIK: Dlaczego zdecydowałyście się na scenki teatralne?
Marcysia: My możemy dużo mówić na ten temat, mogą mówić specjaliści, ale kiedy się pokaże realny problem, na czym on polega, jak się funkcjonuje z taką niepełnosprawnością czy chorobą, to wtedy więcej osób zrozumie, na czym polega problem.
Martyna: Jak byłyśmy w szkołach i mówiłyśmy o własnych doświadczeniach, to wtedy było większe zainteresowanie niż zwykłą teorią. Dlatego pokazanie problemu w scenkach może bardziej problem przybliżyć. Staje się on realny.
GIK: Kto zagra w tych scenkach? Skąd wzięłyście aktorów i kto ich przygotowywał?
Marcysia: Są to osoby, z którymi miałam już do czynienia, [red. zagrały w filmie według pomysłu i w reżyserii Marcysi]. A przygotowywałyśmy ich wspólnie.
GIK: Do kogo panel jest skierowany?
Julia: Zaprosiłyśmy uczniów szkół średnich. Zapraszamy również ludzi dorosłych.
Martyna: Osób ze szkół średnich nie będą interesowały warsztaty takie, jakie prowadziłyśmy dla przedszkoli i szkół podstawowych, bo są w stanie zrozumieć trudniejszą tematykę przekazaną przez fachowców. Dlatego zaprosiłyśmy fizjoterapeutkę i panią psycholog.
GIK: Czego spodziewacie się po projekcie?
Julia: Chciałybyśmy, żeby ludzie byli bardziej uwrażliwieni na ten problem, żeby go dostrzegali. Ale też, żeby osoby chore nie bały się o tym mówić, żeby się nie wstydziły. Czasem boimy się oceny innych. Czasem trzeba powiedzieć, żeby ułatwić relacje. A inni żeby nie obawiali się pytać z obawy, że mogą urazić. Czasem warto dopytać, żeby wiedzieć, jak można pomóc osobie z niewidoczną niepełnosprawnością.
GIK: Projekt jeszcze się nie zakończył, ale czy możecie już powiedzieć, czego Was nauczył?
Julia: Nauczyłam się bardzo dużo. W tym projekcie musiałyśmy zdobyć budżet, pozyskać partnerów, zadbać o informacje w mediach.
Martyna: Nauczyłyśmy się współpracy w grupie.
Hania: Zdobyłyśmy dużo doświadczenia: jak załatwić coś, jak się skontaktować z ludźmi.
Julia: Musiałam wyjść ze strefy komfortu. Wcześniej czasem trudno mi było zadzwonić do obcych ludzi. Tutaj trzeba było się przełamać, spróbować. Mnie ten projekt bardzo rozwinął.
GIK: Dziękuję za rozmowę. Życzę powodzenia i kolejnych wspaniałych projektów.
rozmawiała Elżbieta Bock-Łuczyńska