Ilustracja wprowadzenia: ZEZEM ZZA WINKLA (7)

„Zadziwiające, jak wielu ludzi wstydzi się swego ciała, a jak niewielu swojego umysłu.” Taką sentencję przeczytałem niedawno na Facebooku. Nie wiem, kto ją ułożył, ale naprawdę wiele mówi o czasach, w których żyjemy. Może wpływa na to fakt, że ciało można udoskonalić botoksem, przeszczepem; można w jednym miejscu naciągnąć, w innym popuścić…

Ilustracja wprowadzenia: ZEZEM ZZA WINKLA (5)

Okropna wojna za granicą, inflacja w granicach (niestety, nie normy), skłócone elity, zablokowane miliardy, efekt cieplarniany, smog w powietrzu… Generalnie brakuje powodów do optymizmu, o pesymizmie zaś nie chcę pisać, więc zacznę od świąt. Nietypowych świąt. Niedawno obchodziliśmy Dzień Kota. Od Szymborskiej wiem, czego się „nie robi kotu”, ale zupełnie nie wiem, czego mu życzyć. Ale najważniejsze, że wiedzą kociarze, a Facebook i Instagram przeżyły nawałę portretów z futrzakami-kuweciarzami. Wysztafirowane kocie piękności spoglądały z ekranów, epatując pełnią swego uroku. Nie wiem, jak można namówić mruczka do pozowania i ile ma z tego zadowolenia. Ale kotowate też nie w kocie ciemnię bite, rozumieją przecież, że dla Święta Kota trzeba się nomen omen poświęcić. A sprawa warta zachodu, bo taka fotka w mediach społecznościowych może zebrać porównywalną ilość lajków, co wakacyjne zdjęcie z Tunezji! Czy kociak coś z tego ma? Nie wiem. A tymczasem przygotujmy się do kolejnych świąt, które niebawem. Już 1 marca wypada Międzynarodowy Dzień Przytulania Bibliotekarza, 3 marca Dzień Doceniania Pracownika, a piątego bm. Dzień Teściowej. Z przytulaniem bibliotekarzy, a nade wszystko bibliotekarek, radzę jednak uważać. Wprawdzie święto bombowe, ale proponuję przed rozchyleniem ramion zapytać czy „obiekt przytulenia” świętuje ten niewątpliwe ważny dla wszystkich pracowników bibliotek dzień, bo przytulanie a molestowanie dzieli cienka linia! Z kolei Dzień Doceniania Pracownika jak najbardziej obchodzić należy, choćby w myśl zasady: szanuj pracownika swego, możesz mieć gorszego (bo dlaczegóż mamy tak mówić tylko o szefach?), a Dzień Teściowej… No właśnie, ileż na te kobiety spływa niewybrednych, prostackich żartów, docinek, drwin, złośliwości… Mnie to drażni, i piszę teraz najbardziej serio. O swojej teściowej nie mam złego słowa do powiedzenia (nie podlizuję się, jest już w lepszym świecie) i nie rozumiem jednego. Jak to jest, panowie, że mamy wspaniałe żony, a niedobre teściowe? Czy naprawdę wredna kobieta wychowa wspaniałą, wartą szalonej nawet miłości, pełną ciepła i empatii córkę? Pytanie retoryczne, a podobne można zadać zamężnym paniom. Szanujmy zatem teściowe, a wszystkim synowym przypominam, że i im przypadnie kiedyś taka rola. Ja zaś wszystkim Teściowym składam serdeczne życzenia zdrowia, optymizmu, szczęścia, żaru w sercu, a także zrozumienia u synowych i zięciów. Oby kiedyś ich synowe i zięciowie nie musieli odpłacać pięknym za nadobne. Głogów ma szczęście (albo nieszczęście) do ciekawych zdarzeń kryminalnych. Jakiś czas temu cała Polska śmiała się z gangsterów, którzy ukradli bankomat i paradowali z nim, ciągnąc na wózku, przez duże osiedle. Wcześniej inny rodzimy włamywacz stracił przytomność, bo – czmychając z miejsca przestępstwa – uderzył głową w przezroczystą szybę, ostatnio kolejni „profesjonaliści” wysadzili bankomat w Ruszowicach… Przedstawiam tylko wybrane przykłady. Wszystkie mogłyby służyć jako remake „Gangu Olsena”. Ale okolice też nie są gorsze! W zaprzyjaźnionych Polkowicach zatrzymano na przykład zaprzęg z pijanym furmanem! Szczęście, że koń był trzeźwy. A propos konia i alkoholu… Żart niczym z Familiady.. Wchodzi koń do baru I mówi: proszę piwo. Zbaraniały (wszak skonieć nie można) barman spełnia życzenie i każe zapłacić dwadzieścia złotych. Czterokopytny podaje banknot i zaczyna sączyć piwo. Wciąż zszokowany barman patrzy na niezwykłego gościa, jak ja na konto pod koniec miesiąca, i mówi: Konia jeszcze tutaj nie było. A kasztan (może gniady, nieważne) odpowiada: Cóż dziwnego, skoro piwo macie po dwie dychy… Na koniec informacja dla szukających pracy. Aktualnie w ofercie PUP jest między innymi robota dla fryzjera zwierzęcego (na przyszłoroczny Dzień Kota w sam raz, a po drodze jeszcze świętować będą inne futrzaki). Barmanów do koni jeszcze nie szukają. Przyjemnego świętowania. Stefan Górawski

Niewątpliwie "złotym okresem" dla rozwoju działań o charakterze artystycznym w Głogowie był przełom XVIII-XIX wieku i pierwsza połowa XIX. Wspominałem już , że tutaj tworzyła "pruska Safona" Anne Louise Karsch, przebywał wielki romantyk E.T. Hoffman, co znalazło wyraz w jego nowelistyce, Karl Keller w 1825 roku w powieści "Die Glogauischen Ratsherrin" opisał śmierć siedmiu radnych zamkniętych w miejscowej "wieży głodowej" ( mam nadzieję, że w obecnych czasach nie będzie to możliwe), a podstawy do dyskusji o historii kultury tworzył głogowski poeta i filozof Gustav Fulleborn. Duży wkład wnosili Żydzi m.in poeta Jakob Furstenthal, językoznawca i autor wierszy religijnych Michael Sachs czy literaturoznawca Eduard Munk. Druga połowa XIX wieku charakteryzowała się tym, że nastąpiła integracja środowiskowa osób z kręgu literatury i sztuki m.in dzięki powstałemu w 1825 roku Towarzystwa Historii Miasta Głogowa, ale też mniej było w mieście znaczących postaci, które miałyby wpływ na życie duchowe Niemiec i Europy. Prawdziwy zastój, wręcz stagnacja pod tym względem, pojawiły się po I wojnie światowej, Jaka była tego przyczyna? Choćby fakt, że wielu wybitnych głogowian chcąc rozwijać karierę wyjeżdżało do Berlina czy Halle. Jednakże ówczesny Głogów miał doskonałe, katolickie i protestanckie , szkolnictwo. W tym mieści rodzili się, pobierali nauki i potem ruszali podbijać świat przed wybuchem II wojny światowej sławny muzyk Hans Weisbach, kompozytor Heino Schubert, malarz krajobrazów np. świetna "Promenade", martwej natury i portretów Wili Paschke czy aktor Paul Greatz, który zawędrował aż do Hollywood, by zagrać rolę u boku boskiej Grety Garbo. O tych postaciach będzie więcej w: Reminiscencjach głogowskich.

· Wśród niektórych debiutantów z ostatnich lat pojawia się niebezpieczna tendencja mieszania abstrakcji z bełkotliwym dyskursem i tworzenia poezji oderwanej od konkretnego obrazu i przedmiotu. Debiutancki tomik Natalii Owsianej-Bilskiej wydaje się jednak zaprzeczeniem owej nie-poezji. Jej wędrówce po krainach mowy wiązanej towarzyszy estyma, z jaką traktuje szczegół, konkret, naturę częstokroć okaleczaną i niszczoną, co podkreśla choćby w "Zapachu palonych włosów":"(...)stajesz nad rzeką/ i myślisz o rybie/ którą rozpruwa/haczyk wędkarza/ i czujesz że to nie ryba/ to ty". Towarzyszy temu wręcz namacalnie odczuwana antyteza: przemijania i tęsknoty za tym, co trwałe i niezmienne. Albowiem w tym zawiera się esencja i sens życia. Jarosław Marek Rymkiewicz w teorii klasycyzmu przekonywał o mimesis i każdy utwór jest ponowieniem, repetycją tego, co było. Stary wzór jest jedynie dopełniany przez nowe formy językowe, zmienioną scenerię czasu i przestrzeni. Zanurzmy się zatem na chwilę-może odrobinę nadmiernie- w świat paraleli, parafrazy, aluzji czy też. transpozycji. W ujęciu metafizycznym poetka z Chociemyśli, Kotowic i Głogowa ( czyżby obieżyświat?) niewątpliwie nawiązuje do Bergsonowskiej wizji dziejów i "kobiecości" Emmanuela Levinasa, a fragmentaryzacja rzeczywistości niekiedy składa się z "niestrawnych kawałków życia" W wymiarze poetyckim wyczuwam nieskrywaną fascynację poetyką Haliny Poświatowskiej, nawiązanie do unikania zbędnej ornamentyki, bezpretensjonalność jak u Anny Janko, zmysłowość imienniczki Natalii de Barbaro. W tym miejscu muszę dodać, że mnie pociąga w "Dzienniku N.", mimo powyższych wywodów, właśnie niepowtarzalność i intuicyjnie wyczuwana świeżość-tak obecna- w wielu wierszach. Z naciskiem muszę dodać, na zasadzie głosy, że jej utwory to również chodzenie własnymi ścieżkami w poszukiwaniu siebie, ustawiczne poczucie wewnętrznej wolności, niezgoda i bunt wobec wszelkich prób zamknięcia w klatce ze stereotypów i uproszczeń. Niejako w programowej "Poezji" napisała"(...) zapisuję słowa/ na kocim futrze/ mruczenie dociera do rąk/ jesteśmy jednym organizmem" Albowiem jej poezja to najczęściej przymilny, nierzadko dziki ,i drapieżny, majestatyczny i prężący się do skoku kot. "Dziennik N" Natalii Owsianej-Bilskiej to wielce obiecujący-jestem o tym przekonany- debiut poetycki. I miejmy nadzieję, że to dopiero początek obfitującego w sukcesy literackie życio-pisania. Powinienem na koniec tego mini-eseju wspomnieć, że z autorką wierszy będzie można spotkać się za kilka dni, 14 lutego w Klubie Garnizonowym, podczas Walentynkowego Wieczoru Poetyckiego.

Ilustracja wprowadzenia: Marek Sienkiewicz. Szewach Weiss w Głogowie

Przyjechał nieco zmęczony z Legnicy na spotkanie w auli Muzeum Archeologiczno-Historycznego. W dyskusji wracał do dzieciństwa, ocalenia w istocie całej najbliższej rodziny podczas holocaustu, utraty stricte religijnego wizerunku Izraela. Wspominał o zachowaniu patriarchalnego charakteru państwa: pomimo tego, iż kobiety na równi z mężczyznami służą w wojsku i zdarzyła się również kobieta-premier Golda Meir. Przy mojej dociekliwości wobec kontrowersji związanej z udziałem Polaków przy likwidacji gett w Warszawie i Będzinie, tudzież prac Tomasza Grossa i Mirosława Tryczyka ( polemiki wokół "Miast śmierci") zachował daleko idącą ostrożność i wstrzemiężliwość. Po owym publicznym dyskursie udało mi się doprowadzić do dłuższej pogawędki z byłym przewodniczącym Knesetu i ambasadorem w latach 2001-2003 w Polsce. Wyjaśnił, że ocalał dzięki pomocy Ukrainki Julii Lasoty i polskiej rodziny Marii Potęgi. Choćby z tego powodu uważał, że każde okrucieństwo, zbrodnia, ale też odwaga i dobro winny być personalizowane. Przekonywał, że nie można w nazywaniu historii ulegać na ogół krzywdzącym stereotypom przy określaniu całych społeczeństw i narodów. Sam niejednokrotnie i często przeciwstawiał się rozpowszechnionemu wśród niektórych Żydów (zazwyczaj potomków ofiar zagłady) powiedzeniu że "Niemcy byli żli, Polacy gorsi, a najgorsi Ukraińcy" Drogą wytaczaną przez Szewacha Weissa poszli wówczas m.in prof. Israel Gutman z Yad Vasem, prof. Szlomo Avineri z Hebrajskiego Uniwersytetu w Jerozolimie, pisarze Amos Oz, Etger Keret i inni. Rzecz jasna w trakcie tej rozmowy nawiązałem do losów głogowianki Ester Golan i wręczyłem "Historię Żydów Głogowskich" Lucasa... Przesłanie byłego profesora z Hajfy nie dotyczy jedynie indywidualizacji czasu tragicznie minionego. Szewach Weiss twierdził, że Polacy i Żydzi muszą wyjść poza historyczne spory. Wtedy okaże się, z oba narody mają podobne problem, o których powinni, mogą rozmawiać bez uprzedzeń i gniewu ( sporo jest np. żydowskich endeków pod przywództwem pisarza Aharona Shabatai, a u nas głośni rodzimi narodowcy). Zrozumienie i próba pojednania tworzą szansę i niosą z sobą nadzieję, że bolesna przeszłość aż tak mocno nie będzie dzieliła.